Czytając najnowszą ofertę Żabki, niejedna osoba, nawet z korporacji, zacznie się zastanawiać, czy aby nie warto "zarabiać" 15.000 zł. Komunikacja bardzo na czasie, akcentująca wprost kwoty do "zarobienia", wsparta wizerunkiem pani Iwony, franczyzobiorczyni Żabki (testymonial).
Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach - "zarobek" to w przypadku franczyzobiorcy przychód, z którego należy opłacić zatrudniony personel wraz z kosztami towarzyszącymi, swój ZUS oraz podatki. Co więcej, żeby uzbierało się 15.000 zł trzeba spełnić bliżej nie określone w komunikacji, warunki. Najciekawsze jest to, że jeszcze rok temu na podobnych plakatach, obiecywano przychód 6.500 zł. Czyżby sprzedaż sklepów Żabki wzrosła dwukrotnie? Zdecydowanie nie, o czym zresztą mówił niedawno prezes Żabki. Raczej pokazuje to determinację Żabki i stopień trudności w pozyskaniu franczyzobiorców w Polsce, okraszony "twórczym" marketingiem, konkurującym np. z Biedronką, obiecującą 3.000 zł pensji na start, za pracę na kasie + pakiety dodatków.